Ojciec Mariano Avellana Lasierra, C.M.F.Misjonarz Klaretyn
DZIECIŃSTWO
Mariano Avellana Lasierra urodził się w Almudevar (prowincja Huesca — Hiszpania) 16 kwietnia 1844 roku. Jego rodzice, Franciszek i Rafaela, byli „pracownikami na dobrych stanowiskach oraz ludźmi dobrych obyczajów”. Mieli ośmioro dzieci: Rafała, Franciszka, Rafała Ildefonsa, Franciszkę, Mariana, Łucję, Marię Teresę i Michała. Rafał i Michał zmarli będąc jeszcze małymi dziećmi.
Przodkowie Avellana pochodzili z Nocito, z rodziny szlacheckiej (herb rodowy: broń i Chrystus stojący na zielonej łące). Pradziadek Sługi Bożego był pierwszym z Avellanów, który osiedlił się w Almudevar, w starym szlacheckim domu zachował się jeszcze herb (puklerz) z kamienia. W kościele parafialnym znajdowała się kaplica św. Anny należąca do rodziny Avellana. W tej kaplicy był chrzczony — w dniu swego urodzenia — Mariano. Jego krewni zachowują jeszcze kryształowy dzbanuszek, z którego polewano wodą chrzcielną czoło małego chłopca, dzbanuszek, którego używa się do dziś przy chrzcie członków rodziny Avellana. Kiedy Mariano przyszedł na świat, rodzice mieszkali na ulicy Medio (dziś Izguierdo) pod numerem 14. Dom tworzy narożnik z ulicą Dato.
Almudevar — mające około 3 tys. mieszkańców pracujących w większości w rolnictwie — rozwijało się pomyślnie pod strażą swego starego zamku i pod protekcją Patronki, Naszej Pani i Królowej, roztaczającej opiekę z kaplicy górującej nad osiedlem. Oprócz świątyni i wspaniałego kościoła znajdowały się tu dwie pustelnie i mały szpital, a piecze nad sprawami ducha trzymali proboszcz i dziesięciu kapłanów beneficjatów.
W dniu 2 kwietnia 1851 roku Avellana otrzymał, wraz ze swymi braćmi, sakrament bierzmowania udzielony przez biskupa diecezji Jaca, późniejszego kardynała arcybiskupa Santiago, Don Miguel Cuesta.
Pierwszych liter uczył się w szkole wiejskiej. Jego nauczyciel, Tomasz Lalaguna, zaświadcza pod datą 1855 r.: „Mariano przychodził do szkoły, którą prowadziłem, przyswajał sobie materiał z przedmiotów podstawowych (poszerzony z arytmetyki, geografii, historii i fizyki) i zachowywał się zawsze bez nagany”. Następnie rodzice posłali go do Huesca, gdzie uczęszcza! do Instituto Provincial de Regionale. Trzy lata (1855—1858) uczył się łaciny i nauk humanistycznych.
Już w dzieciństwie zakorzenił głęboko w swoim sercu miłość do Najświętszej Marii Panny. „Byłeś jeszcze małym dzieckiem, kiedy cię nauczyłam, abyś rano i wieczorem pozdrawiał mnie trzema Ave Maria” — pisze w swoich notatkach Sługa Boży, słuchając głosu Królowej Niebios. Stwierdza również: „Zawdzięczam religijności moich rodziców, po Bogu, że mogłem być kapłanem..
Seminarzysta i kapłan w Huesca
W roku 1858 wstępuje do seminarium św. Krzyża w Huesca, jako uczeń eksternista, w 1861 r. jest już internistą. Przez ostatnie lata nauki przebywa w Sekcji Pomocniczej w Seminarium Nuestra Senora de la Jarca de Sesa. 19 września 1868 roku w kaplicy pałacu biskupiego w Huesca otrzymuje, z rąk biskupa Basilio Gil Bueno, święcenia kapłańskie. Ten sam biskup udzielał mu wszystkich święceń niższych (posługi, subdiakonat, diakonat itp.).
19 września 1868 roku — to ważna data w historii Hiszpanii. Tego dnia w Cadiz buntują się oddziały wojskowe, przywódca zbuntowanych wydaje Manifest rewolucyjny: „Hiszpania z honorem”. Zaczyna się sławna rewolucja wrześniowa, znana jako „Chwalebna”, z tak smutnymi konsekwencjami dla Ojczyzny i Kościoła. Prałat w Huesca zostaje wygnany ze swojej diecezji, a seminarium zamknięte. Nowy kapłan rok studiów musi kończyć prywatnie, uczęszczając na wykłady do profesorów nauczających dalej w swoich domach.
Ojciec Mariano, dobrze zbudowany, o smukłej postawie, o silnym i energicznym charakterze, sympatyczny w stosunkach towarzyskich, wesoły, elegancki i zdecydowany, miał także silny i piękny głos wywierający duże wrażenie. Gdy biskup słyszał go śpiewającego Ewangelię podczas święceń diakonatu, był zaskoczony i zachwycony, mianował Ojca pierwszym kantorem w Kórlewskim Kościele św. Piotra w Huesca.
Należał Mariano do bractwa Karmelu, Bractwa Szkaplerza Niebiańskiego, Bractwa Trójcy Przenajświętszej, Bractwa Zadośćuczynienia Sobotniego. Świadkowie procesu stwierdzają, że był wzorem dla innych i spełniał, obok obowiązków kapłańskich, praktyki bractw, a wszystko to czynił bez afiszowania się, bez cienia nadzwyczajności. Wspominają, że w dzień swoich prymicji chciał, aby na przyjęcie zaprosić ubogich z wioski, że wyróżniał się swoją przyjaźnią z potrzebującymi, przychodząc im ciągle z pomocą. Mówią, że zdjął sutannę i podarował ją potrzebującemu, gdyż nie miał nic innego..
Misjonarz — Syn Niepokalanego Serca Maryi
W 1864 r. sprowadzili się do Huesca Misjonarze Serca Maryi. Z domu Misyjnego leżącego blisko kościoła Sióstr Kapucynek prowadzili niezmordowanie swą pracę apostolską: rekolekcje dla kleru (kapłanów), kierownictwo duchowe, rekolekcje w Seminarium itp. W 1865 r., kiedy Ojciec Mariano był jeszcze seminarzystą, w jego rodzinnej wiosce Almudevar, misje prowadzili Ojcowie: Jose Serra i Hilary Brossosa. Nie dziwi nas, że — poprzez częste obcowanie z Misjonarzami — odczuwał Mariano wołanie Boże do życia zakonnego i misjonarskiego.
Dnia 7 września 1870 roku Ojciec Mariano wstąpił do nowicjatu Ojców Klaretynów w Prades. Tylko ciotka Mariana Avellana kobieta cnotliwa, ciesząca się opinią świętości w Almudevar — wiedziała o jego decyzji i udzieliła mu materialnej pomocy na podróż do Francji. Już więcej nie wrócił do swojej wioski, lecz zachował ją głęboko w sercu. Nie wrócił także do Huesca. Długa lista osób, za które codziennie się modlił robi wrażenie: członkowie rodziny, przyjaciele, znajomi, koledzy z Seminarium i parafii, kanonicy i beneficjaci, władze, nie zapomniał o nikim począwszy od biskupa, który mu udzielał święceń kapłańskich, aż do furmana, który wiózł z Almuswvar do Huesca paczki posyłane przez rodziców i rodzinę.
„Albo być Świętym, albo umrzeć”
W nowicjacie Ojców Klaretynów w Prades rozpoczął Ojciec nowe życie. Budynek był bardzo ciasny, przebywali w nim tymczasowo misjonarze oczekujący lepszych czasów, aby wrócić do Hiszpanii. Zakonny tryb życia był bardzo mocno przestrzegany. Ojciec Mariano musiał przezwyciężyć wiele trudności. Swoją wytrzymałością Aragończyka i totalnym oddaniem się woli Bożej triumfował nad trudnościami, które go spotykały codziennie: brak snu, głód, zmysłowość. Całe życie musiał walczyć ze zmysłowością, jak nowo nawrócony. 'Nigdy nie odczuł tego, że pokonał głód czy pragnienie jedzenia, a przecież pościł codziennie. Także ciągle brakowało mu snu i wygód, tak, jakby zwyczaj umartwiania się nie mógł pogodzić się z temperamentem tego człowieka. Był jednak zdecydowany … być świętym. W nowicjacie uczynił postanowienie na całe swoje życie: „Spełniać z doskonałością wszystkie codzienne prace. Zakonnik musi pracować — mówił — nie „za dniówkę”, ale „na akord”. Dnia 29 września 1871 roku złożył swoją profesję zakonną w ręce ówczesnego Ojca Generała Jose Xifre.
Wkrótce przełożeni przeznaczyli go na nową fundację w Thuir (Francja). Ojciec Mariano był bardzo powściągliwy w notatkach traktujących o nim samym, lecz fakt doznania łaski nadprzyrodzonej, podczas wizji 25 września 1872 roku, został dokładnie opisany. Odczuł i ujrzał Wielkość, Miłość i Miłosierdzie Pana, a swoje ubóstwo, nędzę i biedę. „Dzień wielki — pisze — dzień szczęśliwy … przypomina, jak ty samego siebie ujrzałeś… Pamiętaj zawsze, że w tym dniu przyobiecałeś (Panu) zachować wierne reguły i przyrzeczenia, które uczyniłeś naśladując postanowienia i wielkoduszność serca św. Augustyna …! Czy święci mieli więcej zdrowia i siły niż ty…? Jestem gotowy przyjąć to, czego ty pragniesz, przez polecenia moich przełożonych będę cierpiał bardzo chętnie dla Ciebie, aż do śmierci”.
W 1873 r. zostaje przeniesiony do Chile. Krótko przed podróżą statkiem, wobec całej wspólnoty w refektarzu, Ojciec Mariano prosił wszystkich o modlitwę, aby mógł zawsze dążyć do osiągnięcia ideału, który nakreślił sobie w nowicjacie: „być świętym albo umrzeć”. Niektórzy z obecnych nie mogli powstrzymać uśmiechu, słysząc taką niespodziewaną i zdecydowaną wypowiedź tego misjonarza Aragończyka, ale wszyscy byli głęboko wzruszeni. Ojciec Mariano zdecydował się być świętym niezależnie od tego, ile by go to miało kosztować. 10 sierpnia wsiedli misjonarze na pokład statku zmierzającego do Chile. Przybyli tam w miesiąc później.
Apostoł Chile
Ojciec Mariano przyjechał do Santiago de Chile 11 września 1873 r. Miał wtedy 29 łat. Resztę swojego życia – dalszych długich 30 lat — przebywał w Chile jako misjonarz, pracując bez odpoczynku, nie mając ani jednego dnia wakacji, nie wracając do swojej ojczyzny, przemierzał długą i górzystą krainę, nawiedzając miasta i wioski, szpitale i więzienia, przede wszystkim jednak docierał do górniczych rejonów Północy. Uważa się go za „wielkiego Apostoła w Północnym Chile”. Bez odpoczynku misjonował ponad 30 lat, od miasta Concepcion do Antofagasta.
Nie jest łatwo wyobrazić sobie czym było, pod koniec ubiegłego wieku, przechodzenie wiosek i miast chilijskich: „męczące dla człowieka ukształtowanie terenu”, cztery tysiące kilometrów z północy na południe przy szerokości 200 km z zachodu na wschód, góry i wulkany Kordylierów, piękne krajobrazy, szczególnie w centrum i na południu kraju, przerażające pustynie na północy od La Serena do Arica, tysiące kilometrów bez roślinności. Pustynia Atacama jest najbardziej suchą i jałową częścią naszej planety. Wioski bez światła, bez żadnej wygody, w ogromnej odległości jedna od drugiej. Jeszcze dzisiaj istnieją wioski leżące w promieniu 50 km od kościoła parafialnego. Fabryki saletry, kopalnie rozsiane w najdalszych zakątkach. Nieraz misjonarze, po podróży górniczymi pociągami, muszą jeszcze długo jechać konno przy palącym nieubłaganie słońcu, ścieżkami często nad przepaścią czy dróżkami wiodącymi przez szczyty gór. Na przykład: aby udać się na misje w La Franguilla z miejscowości Ovalle przez Combarbala, Illapel, Choapa, Ojciec Mariano i jego towarzysze musieli jechać konno 73 mile w uciążliwej podróży po górach.
Chwała Bogu za to, że możemy podążyć za Ojcem Mariano śledząc rok za rokiem jego misjonarski żywot. Misje są starannie opisane w księgach archiwalnych Zgromadzenia OO. Klaretynów w Santiago La Serena, Valparaiso, Curico i Cuguimbo. W niektórych Zgromadzeniach był Ojciec przez kilka lat. Liczba misji w całości przeprowadzonych przez niego przewyższa 543, nie licząc rekolekcji, dni skupienia, nauk katechetycznych, luźnych kazań, nowenn, wizyt w szpitalach i więzieniach, rozważań dla zakonnic… Nie jest przesadą stwierdzenie, na podstawie dokumentów i wypowiedzi, że ilość kazań Ojca Mariano przewyższa 20 tysięcy.
Skoro tylko przybył do Chile we wrześniu 1873 roku zaczął od głoszenia misji. Na początku przygotowywał kazania z wielkimi trudnościami, lecz w ciągu trzech ostatnich miesięcy owego roku przeprowadził nie mniej niż siedem misji (Colina, Conigiie, Coltauco, Pichidegua, Peurno, Athue i w dalekim Aculeo), podczas których wyspowiadało się ponad 12 tysięcy osób. Przybył do La Serena w styczniu 1880 roku W lutym już zaczął swoją kampanię misjonarską, uwieńczoną piętnastoma misjami w ciągu tego roku Pewien świadek, który mu towarzyszył, wyznaje, że w czasie, kiedy przebywał w mieście, Ojciec Mariano prowadził pracę apostolską następująco każdego dnia szedł do szpitala, w poniedziałki do więzienia, we wtorki do dzielnicy robotniczej, w czwartki do dzielnicy miasta, gdzie był cmentarz, w sobotę do kaplicy św Łucji W tych wszystkich miejscach odmawiał Różaniec święty i prowadził katechezy.
W 1882 roku Ojciec Manano przeprowadził 23 misje, zajmował się także pracą duszpasterską w oddziałach wojskowych, wśród więźniów i chorych
Głoszone przez niego Słowo Boże było bardzo zrozumiałe dla ludzi, jego potężny głos, będący darem Bożym, ułatwiał kontakt ze słuchaczami Posiadał także dobre zdrowie, a choroby, które Bóg zsyłał na próbę, nie przeszkadzały w pracy misjonarskiej Ojciec Santisteban, towarzysz nie-których misji, pisze .jestem przekonany, ze ignorancja religijna u ludzi jest złem jednym z najwyższych i dlatego Ojciec Manano postarał się w swoich kazaniach
więcej nauczać, niż wzruszać”.
O wielu bolesnych cierpieniach i umartwieniach, które miał przeżyć, wie tylko sam Bóg. Udając się na misje do Copiapo, Ojciec Mariano nie mógł ukryć swojego niepokoju i manifestował to w sposób widoczny: „Na północy potęga diabła jest mniej powstrzymana, niż w centrum i na południu Republiki”. Wsiadł na okręt z Ojcem Fuiz w Coguimbo. Obok jego kabiny podróżowali handlarze, którzy w obelżywych słowach wypowiadali się o religii. Ojciec Mariano nie mógł się powstrzymać, a przyjaciel jego bezskutecznie odradzał mu interwencję. Ojciec wyszedł z kabiny, stanął przed bluźniącymi i krzyknął swoim potężnym głosem: „Nieszczęśliwi! Jak wy się odważacie bluźnić i obrażać Boga! … Jeśli nie przestaniecie, chwycę was i wrzucę głową do ładowni”. Byli tak przestraszeni, że nie mieli już odwagi żartować podczas jazdy. Po zakończeniu misji w Cerro Blanco, gdy Ojciec wchodził na wóz, przestraszyły się konie, złamał się dyszel i misjonarze zostali gwałtownie wyrzuceni z wozu. Ojciec Mariano leżał na ziemi nieprzytomny przez dłuższy czas. Jego towarzysz, który miał złamaną rękę, myślał, że Ojciec Mariano na skutek upadku umarł. Gdy jednak przyszedł do siebie, Ojciec Mariano powiedział do towarzyszy: „Powiedziałem ci przecież, że diabły mają tutaj więcej wolności”.
Sługa Boży powtarzał tysiące razy swój wieczny refren: „Bóg mnie woła, abym misjonował”. W procesie beatyfikacyjnym brat Sazo oświadcza: „Jego najważniejszym dążeniem i namiętnością było nawracanie dusz oraz to, by nie stracić żadnej okazji do nawrócenia. Rzekł mi kiedyś, że jeśliby go wołali do spowiedzi i powiedzieli, że przy bramie oczekuje morderca, aby go zabić, to nie wahałby się ani chwili, lecz poszedłby wyspowiadać chorego”.
Szpitale i więzienia
Świętą obsesją Ojoa Mariano były szpitale i więzienia. Wystarczy na dowód tego kilka świadectw deklaracji do procesu beatyfikacyjnego. „Szpitale i więzienia były najważniejszymi obiektami zajęć kapłana i misjonarza”. „Całe swoje życie służył bliźniemu: na misjach, w więzieniach, w szpitalach”. „Odwiedzać szpitale i spowiadać chorych było dla niego świętą rozrywką…”. „Był niestrudzony w służbie chorym: każdego dnia, gdy był w mieście, szedł niezawodnie do szpitala”. „Ta miłość i afekt dla chorych w szpitalu były tak wielkie i gorące, że kiedy wracał z misji — zostawiał swoje rzeczy w pokoju i bez odpoczynku, natychmiast, zjawiał się u superiora, prosząc go aby mógł odwiedzić swoich umiłowanych w szpitalu”. „Miłość, czułość i troskliwość Ojca Mariano dla chorych były znane wszystkim. Raz mi powiedział: Ojcze, rozmiłuj się w chorych. Tylko Bóg i ja wiemy o wielkich pociechach płynących z tej miłości”. „Nie było szpitala ani więzienia w Chile, którego nie odwiedziłby Ojciec Mariano”. „Bóg dał mu specjalną łaskę, aby pocieszać chorych”. Nie czując jeszcze pełni zadowolenia, prosił superiora, aby — gdy wołają w nocy do udzielenia sakramentów chorym, albo umierającym — Ojciec Superior, zamiast wołać jakiegoś innego Ojca ze wspólnoty, wołał właśnie jego.
W liście do swojej siostrzenicy, Siostry Sebastiany, zakonnicy Sióstr Miłości św. Anny, doradzał Ojciec Mariano: „dwie podstawowe cnoty tobie polecam w pielęgnowaniu chorych w szpitalu: oprócz miłości, która ma być przede wszystkim, skromność i łagodność. Pierwszą będziesz budować wszystkich, drugą będziesz zyskiwać serce dla Boga”.
Dwa lata był Sługa Boży Superiorem Wspólnoty Klaretyńskiej w Valparaiso i miał pod opieką szpital. Śledząc księgi parafialne, możemy się przekonać, że w tym czasie w szpitalu sam połączył w związek małżeński ponad 120 par. Znajdowało się w tym szpitalu w Valparaiso — wielkim porcie Pacyfiku — codziennie około 600 chorych. Przewijali się tam ludzie z różnych grup społecznych: żołnierze, marynarze, więźniowie i ulicznice.
awanturnicy… Owocem pracy Ojca Mariano były liczne i sensacyjne wręcz nawrócenia. Siostry Zgromadzenia Miłosierdzia, którym polecono opiekę nad chorymi w szpitalu, zaświadczają, że – w czasie, gdy on był kapelanem — nie zmarł ani jeden chory bez sakramentów świętych. I sam Sługa Boży pisze skromnie w swoich listach: „w moim czasie nikt nie umarł bez spowiedzi”.
„Byłem w Valparaiso razem z nim — tak oświadcza brat Sazo, klaretyn — towarzyszyłem mu dość często… Pielęgnował chorych z całą starannością, posługiwał im w czynnościach wymagających wielkiej pokory, czesał ich, golił, mył … śpiewał, aby ich rozweselić… Odmawiał Różaniec św.: na kolanach, każdego dnia, w każdej z ośmiu sal szpitala, w dniach świątecznych głosił Słowo Boże — siedem lub osiem razy chodząc po salach… Spowiadał. Nosił zawsze krzyż, całował go i dawał do pocałowania chorym. Kiedy się widziało Ojca Mariano w szpitalu to tak, jakby się widziało świętego…”
Ojciec Alduan, który pisał z całą prawdziwością o innym Klaretynie, będącym również apostołem Chile, o Ojcu Vallier, tak się wyraża o Ojcu Mariano: „w szpitalu w Valparaiso zostanie w wiecznej pamięci ten, na którego kanonizację oczekujemy, święty Ojciec Mariano, który uczynił takie cuda gorliwości i miłosierdzia, że — aby zobaczyć im podobne — trzeba by w tych salkach szpitala postawić św. Jana Bożego, albo św. Kamila z Lelis”.
Nie było też więzienia, domu poprawczego czy wychowawczego którego by Ojciec Mariano nie odwiedził. Nigdy nie zaniedbał swych obowiązków, a jego mieszkaniem było miejsce, gdzie właśnie głosił Słowo Boże lub pocieszał cierpiących w szpitalach lub więzieniach. Sługa Boży opowiada, jak towarzyszył skazańcowi w Valparaiso. Wołano Ojca, aby go przygotował na śmierć. Miał być rozstrzelany na dziedzińcu więziennym w obecności licznego tłumu. Skazaniec prosił Ojca Mariano, aby w jego imieniu błagał wszystkich obecnych o przebaczenie dla niego. Ojciec spełnił jego prośbę, w chwilę po egzekucji wygłosił kilka słów, które wywarły ogromne wrażenie na słuchaczach. Prasa w Valparaiso zamieściła następnego dnia po tym zdarzeniu notatkę, podkreślając gorliwość apostolską misjonarza.
Ktoś będący w La Serena (zaświadcza się o tym w procesie) mówi: „wiedząc, że jedzenie w więzieniu jest złe, prosił mnie, abym pomógł więźniom jakąś jałmużną… Sługa Boży opowiadał mi, że więźniowie, kiedy opuszczali więzienie szli do niego, aby podziękować za pomoc i obiecywali poprawę”.
Opowiada się także w procesie beatyfikacyjnym, że pewnego razu, wiedząc, że jeden z zatrzymanych w więzieniu był niewinny, Ojciec Mariano poszedł do Prezydenta Republiki (myślę, że był to Santamaria) i na kolanach prosił o wolność dla tego skazańca. Prezydent, ze względu na szacunek dla Ojca, uwolnił więźnia”.
Na krzyż z Chrystusem
Trzema chorobami próbował go Pan w szczególny sposób. Pewnego dnia niespodziewanie na prawej nodze otworzył mu się mały wrzód. Wytrysnął strumień krwi. Nie było żadnego sposobu, aby zatamować krwotok, w końcu lekarzowi udało się to, ale rana nie zamknęła się całkowicie, lecz zaczęła otwierać się coraz bardziej, wywołując przerażenie u wszystkich, którzy to widzieli. Nie mogli sobie wyobrazić, jak mógł chory pracować i podróżować w takim stanie. Tymczasem Sługa Boży nie zmienił w niczym swojego postępowania: podróżował, klęczał, stał długo na nogach, jeździł na koniu z jednej wioski do drugiej na misje. Rana już mu się nie zamknęła do końca życia, a Ojciec mówił do brata infirmarza poufnie: „wiedziałem, że ta rana do końca mego życia nie zamknie się”. „Była ona tak wielka, że zajmowała przestrzeń większą niż dłoń człowieka. Byłem przerażony, gdy patrzyłem na to żywe ciemne ciało, opatrunkiem… Mówił, że rana była poda runkiem od Boga. Kiedy go leczyłem, nie wydał ani jednego narzekania, nie skarżył się. Przeżegnał się na początku i na końcu.
Jeden z Ojców, widząc tę straszną ranę, powiedział mu: „Ojciec żyje cudem”. Sługa Boży umieścił w swoich zapiskach uwagę: „Dlatego muszę być cały dla Boga”.
I przecież nikt nie wiedział — z wyjątkiem jego spowiednika i przełożonych — że wrzód ten sprawiał mu przez wiele lat męki fizyczne i moralne, że był dla niego ciągłą udręką.
Kiedy Ojciec głosił kazanie więźniom (na podwórzu więzienia w Curico w 1895 r.) nagle dostał ataku paraliżu twarzy, usta miał wykrzywione, a mówienie sprawiało trudności. Przerażenie było ogromne. Ojciec — to przede wszystkim i nade wszystko misjonarz. Czy mógł jeszcze głosić kazania w takim stanie? Zgodził się z wolą Bożą — wykonał polecenia lekarzy, podwoił swoją modlitwę. Każdego ranka i wiele razy podczas dnia na twarzy pojawiała się pokrzywka, wysilał się przy mówieniu. Powoli przychodził do zdrowia i mógł prowadzić swoje misjonarskie prace niestrudzenie, aż do końca swoich dni.
Wszystkie te cierpienia i wiele innych wydały się mu zbyt małe do osiągnięcia jego ideału misjonarskiego. „Upokarzaj mnie Panie — powtarzał — lecz ratuj dusze nieśmiertelne”.
Święty Ojciec Mariano
Biskup z La Serena — dr Fontecilla – który znał dobrze Sługę Bożego, tak mówił: „Ludzie nazywają Ojca: Święty Ojciec Mariano — mówią przez to prawdę”. W całej diecezji La Serena nie nazywano go inaczej. Brat Marce — Klaretyn, którego proces beatyfikacyjny jest też rozpoczęty — tak potwierdza: „uważałem go zawsze za świętego i tak nazywało go wielu ludzi: święty Ojciec Mariano”.
Obdarzony był Ojciec wykształceniem, nieposzlakowaną i czystą osobowością, szlachetnym dostojeństwem postawy i mówienia, które go czyniły czcigodnym, łagodnym, pokornym, miłosiernym, ofiarnym aż do heroizmu, był przyjacielem aniołów i ojcem ubogich, nie przywiązywał się do ziemskich rzeczy i „nigdy nie znał szacunku dla siebie”. W miarę jak płynęły lata, uwidaczniał się coraz bardziej jego heroiczny charakter. Żywe usposobienie i gwałtownym charakter Ojca przypominali sobie tylko ci, którzy go znali w jego młodych latach. Świadectwa tych ludzi, którzy z nim żyli są jednakowe: „Był samą dobrocią, choć miał charakter gwałtowny…” „Jednym z powabów Ojca Mariano była szczerość i dobroduszność, które promieniowały na jego twarzy…” „W czasie kiedy go znałem, nie pamiętam, abym mógł znaleźć u niego najmniejsze choćby wykroczenie przeciwko przykazaniom lub przeciw Regule”. „Mówią, że miał gwałtowny charakter, lecz ja tego nigdy nie zdołałem zaobserwować. Przeciwnie, zauważyłem podczas obcowania z nim dużo łagodności i pokory”.
„Już w nowicjacie podjął swoją nieodwołalną decyzję sformułowaną w haśle: „albo święty, albo śmierć”. Musiał widocznie chcieć być świętym. Nie pozwolił sobie na żadną dyskusję na ten temat, ani z wrogami zewnętrznymi, ani ze współbraćmi. Odnotowuje to często w duchowych notatkach. Gdy je ukończył, wypisał drukowanymi literami ostateczne zdanie postanowienie: „Ponadto nie ma niczego więcej, tak muszę postępować”. W jego głowie nie mieściło się, aby rzeczy będące wolą Bożą wykonać źle, z błędami. Mówił: „więcej bojaźni sprawia mi jeden grzech lekki, niż wszystkie choroby, prześladowania i doczesne nieszczęścia”. Dla Ojca Mariano dobre wykonanie wszystkich czynności było tajemnicą jego świętości.
Konsekwentnie dwa razy w miesiącu przeprowadzał dzień skupienia. Nawet na misjach znajdował czas, by godzinami klęczeć przed Najświętszym Sakramentem. Często spędzał całą noc na modlitwie. Ile razy wierni widzieli go modlącego się przed tabernakulum z ramionami rozłożonymi na krzyż! Więcej niż raz widzieli go otoczonego blaskiem i pogrążonego w zachwycie podczas sprawowania Mszy św. Był gorącym czcicielem Trójcy Przenajświętszej, do której odprawiał codziennie nabożeństwo, odmawiał Różaniec św., różne modlitwy do Przenajświętszego Sakramentu, Bolesną koronkę, nowennę do Niepokalanego Serca Maryi celem nawrócenia grzeszników, nowennę o łaski dla św. Franciszka Ksawerego oraz wiele innych prywatnych modlitw i nabożeństw. Nad jego biurkiem w pokoju wisiał zawsze obraz Chrystusa z krzyżem na ramionach… Ulubionym nabożeństwem Ojca było nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Nie mogło być inaczej, skoro był przecież synem Niepokalanego Serca Maryi. Zawsze pozostawał z Różańcem w ręku. Odmawiał go publicznie w kościele ubrany w komżę, aby modlitwie różańcowej nadać większy splendor. Polecał ludziom ciągle odmawiać Różaniec, a przełożonych Zgromadzenia prosił, by wszyscy misjonarze mogli go nosić widocznie na stroju duchownym.
Był też wielkim czcicielem św. Józefa, św. Aniołów, wielkich misjonarzy, jak np. św. Franciszka Ksawerego, oraz wszystkich świętych kapłanów pracujących wśród chorych w szpitalach, jak np. św. Jana Bożego czy św. Kamila z Lelis… Ponadto otaczał nadzwyczajną Czcią św. Teresę od Jezusa^ którą często cytował w swoich kazaniach i pismach. Postanowił codziennie czytać urywek z jej dzieł, podobnie jak postanowił nie opuścić ani jednego dnia bez studiowania dzieł św. Tomasza z Akwinu. Jego ulubioną księgą w Santiago była „Znamienita kobieta — św. Teresa od Jezusa” według wydania przygotowanego i opracowanego już dziś — Henryka Osso.
Pan Jezus i Najświętsza Maryja Panna pocieszali go bardzo często przez oświecenia i łaski, o których pisał dokładnie w swoich duchowych notatkach. Ćwiczenie przebywania w obecności Boga traktował tak poważnie, że jeśli minęła godzina bez myślenia o Bogu , strofował siebie surowo zwracając się do Pana pełen skruchy: „Panie Boże mój przebacz mi, że tak długo nie my słałem o Tobie”
Dnia 15 października 1884 roku uczynił postanowienie wykonywania wszystkiego jak najdokładniej, później udokumentował to ślubem, który odnawiał w uroczystość Najświętszej Maryi Panny. Jednym z oświadczeń, które mu Pan przekazał i które sumiennie zapisał w swoich duchowych notatkach, było, że rozluźnienie dyscypliny we wspólnotach spowodowane jest przez to, iż sami przełożeni nie zachowują dyscypliny zakonnej, bowiem przestrzeganie jej zależy od dobrego przykładu, który wspólnotom dają dobrzy przełożeni. Ojciec przeniknięty tą prawdą, przekazaną przez nadprzyrodzone światło, począł odczuwać tak wielki szacunek dla Konstytucji, że kiedy ją brał do ręki, klęczał i całował z niezmierną czcią i pobożnością.
Jego notatki są zwięzłe, a mimo to bardzo wzruszają, znajdują się w nich wzniosłe ujęcia, pisze o tym jego biograf Ojciec Maria Alduan. Sługa Boży nie może być doskonalszy od św. Pawła, który nosił w swoim ciele upokarzający go cierń i dlatego otrzymał natchnienie od Pana, który mówi: „Zgodność z moją wolą ma cię doprowadzić do rezygnacji z siebie, aby nie zyskać tego, co ty chcesz, jeżeli nie chcę dać tobie czystości anielskiej, lecz chcę byś cierpiał straszne pokusy …, to miej cierpliwość i ufaj, że to jest lepsze od sytuacji, gdy ktoś nie jest niepokojony i nie narzeka, że nie ma czystości świętych i aniołów”.
Na początku roku 1891 podczas misji w Sotagui, Pan w swoim objawieniu, polecił mu mieć szczególną cześć do Bożego Serca. 4 września tego samego roku pokazał mu Pań w sposób jasny, że jeżeli chciał być Jego uczniem, to trzeba aby nosił zawsze swój krzyż (tu przedkłada wszystkie jego choroby) bez żadnego narzekania.
Umartwienia, które on czynił, nie były małe, uwzględniając jego choroby: codzienna dyscyplina, Włosienica najmniej dwa razy w tygodniu, niezaspokojone pragnienia, modlenie się w postawie stojącej, picie w małej ilości, zostawianie części obiadu i kolacji, wstawanie o godzinie
trzeciej rano. Wszystko to wydawało się Bożemu Słudze za mało i prosił przełożonych, aby pozwolili mu jeszcze bardziej zwiększać rygory.
18 maja 1900 roku podczas misji w Graneros Ojciec Mariano złożył ślub doskonalszego ofiarowania się. Napisał tekst, który odtąd zawsze miał przy sobie, na oddzielnym papierze ze swoim podpisem i datą: „Wszechmocny i wieczny Boże … zobowiązuję się przez ślub wieczysty ofiarowania się, składać każdego dnia Twojemu Bożemu Majestatowi w ofierze moje cierpienie i moje życie w celu uratowania dusz, w szczególności… Oprócz tego zobowiązuję się przez ten ślub i dla tego samego znosić z cierpliwością i bez narzekania cierpienia i śmierć oraz prosić codziennie abyś mnie przyjął, jako ofiarę i prowadził drogą krzyża i cierpień Twojego Syna… Kochające Serce Jezusa, ofiaro miłości dla nas, zechciej mnie złączyć z Twoją gotowością, szczególnie w Ogrodzie Oliwnym i na Krzyżu, i ofiaruj mnie z Sobą Ojcu Niebieskiemu, jako całopalną ofiarę przebłagalną o przyjemnej woni. Współczujące Serce Maryi, bądź mi przychylne, abym spełnił moje przyrzeczenia: proś Ducha Świętego, aby rozlewał na mnie jak najobfitsze błogosławieństwa. Amen”.
MAŁA AUTOBIOGRAFIA
Na pięć lat przed swoją śmiercią Ojciec Mariano, spragniony większej doskonałości, pisze list do Przełożonych przedkładając w nim swoje pragnienia. Aby lepiej mogli poznać jego ducha, roztacza z całą prostotą i pokorą przed ich oczami panoramę swojej duszy Ten list został opublikowany w kronice Zgromadzenia w krótkim czasie po śmierci Sługi Bożego, aby cała kongregacja podziwiała jego ducha i naśladowała go w uczynkach. Z tej to kroniki wybieramy fragmenty, Ojciec Mariano mówi między innymi w ten sposób
Ambona – nigdy nie wchodziłem na ambonę, licząc na los szczęścia. Zawsze głosiłem Słowo Boże po przygotowaniu się, albo mówiłem o znanych sprawach
Odmawianie brewiarza — nigdy nie zapomniałem o tym Zawsze odmawiałem stojąc i — jeżeli to możliwe dla mnie ~ to przed Najświętszym Sakramentem. Gdy go odmawiam sam. obchodzę świętą Drogę Krzyżową
Misje — chciałem słuchać spowiedzi nieustannie, choć się staram również o to, aby inni Ojcowie także spowiadali ciągle, lecz gdy widzę, że słabną, albo obserwuję traktowanie penitentów bez miłości, wtedy z roztropnością staram się ulżyć im. Różaniec święty zazwyczaj odmawiam z ludem. Robię wszystko, co będzie możliwe, aby nikt nie opuścił dziękczynienia po Komunią św. Podczas misji z małą ilością wiernych jeżeli nie ma kogoś innego, ja sam pomagam ludziom dziękować Bogu po Komunii św. W misjach z dużą ilością wiernych zawsze do tego znajduję kogoś, jest to Opatrzność Boża. Pan Bóg tak daje mi dobrą wolę i siły, że nie miałbym nic przeciwko temu, aby stawić czoło wszystkim trudnościom, które pojawiły się w tych posługach kapłańskich, wiedząc, że jest to na chwałę Bożą, np.; gdyby mi powiedziano, że jest wolą Bożą abym zawsze pracował, jako misjonarz poszcząc, nie jedząc mięsnych pokarmów, nie pijąc wina itd. itd., to zawsze bez wahania powiedziałbym słowami proroka Izajasza: „Ecce ego, mitte me — oto jestem, poślij mnie”. Wstawanie rano — przez okres 17 albo 18 lat wstaję o wpół do czwartej, lecz w czasie misji, gdy śpimy w pokoju. aby nie przeszkadzać współmisjonarzowi, odmawiam w łóżku na kolanach dwie części Różańca Niejednokrotnie na jakiś dzień otrzymywałem pozwolenie na wstawanie o godz. 300
Utrapienia — od 5 do 6 lat już cierpię na ból w nodze Od wielu lat mam wysypkę na skórze Przed trzema laty przetrzymałem atak paraliżu twarzy Jego skutki odczuwam dotąd Lecz dzięki Bogu, daje się to wszystko pogodzić z moimi pracami apostolskimi, jak to wynika z doświadczenia. Widzę w tym szczególną Opatrzność Bożą i wielkie orędownictwo Najświętszej Maryi Panny, Aniołów i Świętych.
— Szpitale — zawsze, gdy idę do szpitala, głoszę tam kazanie i słucham spowiedzi. Spowiadałem już tysiące chorych, od 16 lat chodzę tam, gdzie pozwalają mi okoliczności. Nigdy nie wziąłem ani nawet szklanki wody, tylko dwa razy — pamiętam przyjąłem mało znaczącą rzecz, ponieważ sam chorowałem.
— Msze św. — zawsze się przygotowuję i — aby złożyć Bogu dziękczynienie — słucham drugiej Mszy św. Gdy śpieszę się, odprawiam dziękczynienie w ciągu 15 minut. Od czasu, gdy jestem w Santiago (3 lata) zlecono mi tylko pracę w konfesjonale. Mam więc czas.
by słuchać kilku Mszy św., odmawiam brewiarz, albo odprawiam nabożeństwa. Jestem zadowolony.
Czas — staram się go zawsze dobrze wykorzystać. Obym mógł dysponować większą ilością czas …, zachować kilka godzin ze snu. Bardzo lubię studiować.
Siły — rzadko słabną. Wiele razy podczas męczących misji albo w szpitalach, mówię sam’ do siebie: „Któż by mógł kontynuować dalej pracę jeszcze kilka godzin, albo dopóki się nie zmęczę.
Święta obojętność — nigdy me prosiłem o przeniesienie mnie do innego klasztoru ani o zmianę środowiska, święte posłuszeństwo jest zasadą mojego życia.
Spowiedzi — myślę, że nie było ośmiu dni w Zgromadzeniu bez spowiedzi świętej, wręcz przeciwnie — dla uspokojenia sumienia spowiadałem się niekiedy dwa razy w tygodniu.
Przełożeni stara się patrzyć na nich, jak na przedstawicieli Boga, ponieważ są nimi. Każdemu przełożonemu bądź to bezpośredniemu, bądź z innego klasztoru, piszę listy na kolanach, jeśli to tylko jest możliwe z mojej strony
Przejrzystość sumienia nie pamiętam. aby ukrywał jakąś wartościową rzecz czy moją, czy obcą — tak mówi mi sumienie
Wady — miałem i mam ich dużo, lecz naśladując Ojca La Puente me pogodzę się z nimi nigdy
1. Proszę o przebaczenie obrażonego 2. Przeprószę publicznie, jeśli mi się na to pozwoli
3. Spowiadam się.
Od czasu, gdy jestem w Kongregacji, sumienie nie wyrzuca mi żadnego grzechu ciężkiego Ile razy muszę dziękować Panu Bogu za tak wielkie miłosierdzie!
Umartwienia zewnętrzne — mija wiele lat odkąd me jadłem mc od obiadu do obiadu Nie zaniedbałem nigdy używania włosiennicy i nie zaniedbałem dyscypliny — za wyjątkiem czasu choroby
Ubóstwo — chciałbym jeść tylko to, co inni zostawiają Chciałbym zawsze podróżować pociągiem trzeciej klasy. Od czasu, gdy jestem w Kongregacji, nie używam nowych kapeluszów, brewiarzy itp. . a gdy używam po raz • pierwszy habitu, spodni itd., to dlatego, że nie mogłem dostać innych
Nabożeństwa prywatne — nigdy ich nie opuszczam (z wyjątkiem męczących misji). |ak również pół
godziny modlitwy, którą uzupełniam przez słuchanie Mszy świętej.
Modlitwa, czytania, rachunek sumienia, modlitwy podróżne — nigdy nie – zaniedbałem tych praktyk w ten czy inny sposób. Podczas podróży konnych trwających cały dzień, odmawiam Różaniec św., akty strzeliste …. Kiedy jadę pociągiem, proszę o przebaczenie współbraci, albo obcych ludzi i wtedy wypełniam wszystkie moje powinności dotyczące modlitwy.
Postanowienia — myślę, że nie opuściłem jakiegoś tygodnia bym ich nie przeczytał, a gdy przewiduję, że nie będę miał czasu, to w poprzednim tygodniu czytam je dwa razy. Zawsze w każdym czasie czynię postanowienia i piszę je, jeśli są nowe, albo dotyczą spraw zapomnianych. To mi wiele daje.
Żywoty świętych — bardzo mi się podobają. Mam świętą zazdrość że nie mogę ich naśladować w cnotach, szczególnie w dziełach gorliwości.
Miłość braterska — nigdy nie zawieram przyjaźni, ani nie czynię nienawiści czy to w Kongregacji, czy poza nią
Myślę, że powiedziałem wystarczająco dużo, aby można było ukazać wraz z poznaniem przyczyny, jaki to duch prowadził mnie do tego czasu, gdy miałem szczęście być przyjętym do naszego umiłowanego Zgromadzenia.
Najdrożsi Ojcowie: jestem przekonany, że — poza Bogiem — wszystko zawdzięczam mojej Matce, Najświętszej Matce Bożej Maryi, Świętym Współpatronom Zgromadzenia, Aniołowi Stróżowi, różnym Świętym, których czciłem, duszom w czyśćcu i w szczególny sposób naszemu Czcigodnemu Ojcu Fundatorowi. Dlatego muszę być wdzięczny za tak wielkie łaski, zachowując tę normę życia również przez pokutę za moje wielkie grzechy.
Doświadczenie przeszłości zapewnia mnie, że nie zawiodę się również w przyszłości. Tak ufam miłosierdziu Bożemu. Nigdy nie ciążyło mi takie postępowanie, żyłem bardzo spokojnie. Jeśli kiedyś, z powodu ludzkich względów, albo przez nieroztropność i niedołężność opuściłem coś z moich postanowień, to sprawiło mi to wielki ból. To wszystko muszę jednak w krótkim czasie zostawić, ponieważ starość i śmierć zawładną moją skromną osobą.
Dlatego w imię Boże proszę:
1. O świętą wolność, aby pracować na chwalę Bożą.
2. Abym mógł wstawać z łóżka o trzeciej rano, opuścić wieczorem kolację …, chciałbym zawsze pościć.
Niech mi na to pozwolą przez rok, albo pól roku, a zobaczę, jak Pan Bóg mnie wspiera
3. Będę posłuszny i mój ostatni dom będzie tam, gdzie mnie pośle Bóg
4. Jeżeli moi Przełożeni bliscy nie ustosunkują się pozytywnie do moich życzeń, to niech poślą ten rękopis do Zarządu Generalnego Kongregacji, aby dzięki jego bardziej bezstronnemu kryterium lepiej poznał, co jest wolą Bożą, w ten sposób w lasce Bożej pozostanę spokojny
5. Na końcu proszę i błagam z całej mojej duszy, obojętnie czy ta sprawa zostanie załatwiona na moją korzyść, czy wbrew moim pragnieniom, aby ten rękopis został podarty i aby nie mówiło się o mnie teraz w życiu, ani później po mojej śmierci. „Soli Deo honor et gloria – Samemu Bogu niech będzie cześć i chwała”, ponieważ z moich uczynków jestem niczym i grzesznikiem, co ukazuje wiara i doświadczenie całego mego życia”
ŚMIERĆ W SZPITALU
13 stycznia 1903 roku dokonano uroczystego otwarcia nowego Domu Misyjnego Misjonarzy Klaretynów w Coguimbo. w parafii św Ludwika
Przewodził tej uroczystości ksiądz biskup z La Serena. Przeznaczony na tę placówkę misyjną przybywa i Ojciec Mariano. Tu właśnie miało być ostatnie miejsce jego służby. Ludzie już go znali. Jest znamienne, że — następnego dnia w gazecie „El Comercio” z La Serena — przy opisywaniu uroczystości objęcia domu, dziennikarz zamieścił następującą pełną ekspresji wypowiedź:
Tak, więźniowie z więzienia z Coguimbo! – już wczoraj po zakończeniu uroczystości mogliście usłyszeć glos Ojca Mariano – takie jest jego imię – znane od Antafagasty aż do Archipelagu, którego odtąd będziecie mieć codziennie w waszym towarzystwie, aby wprowadzał do waszych serc pociechę i zgodę, chorzy szpitala! – w każdym momencie mieć będziecie u swego wezgłowia św. Ojca Mariano, który będzie rozlewał nad waszymi duszami balsam pocieszenia, ocierał wasze Izy, uśmierzał wasze boleści i uspokajał wasze sumienie
Ta to było naprawdę. Zaczął pracę duszpasterską bez odpoczynku, przede wszystkim w La Factoria de Guyacan’ i sióstr Dobrego Pasterza w La Serena. Wiedział, że zbliża się jego koniec. Opowiadał kilku osobom, że „idzie ku śmierci, jak dobry żołnierz na polu bitwy” „Przy różnych okazjach mówił mi, że umrze w szpitalu” tak oświadcza jeden ze świadków w procesie. Swojemu współbratu misji, Ojcu Anzelmowi Santisteban, który udał się na nową misję, powiedział: „Z Panem Bogiem, Ojcze Anzelmie: Z Coguimbo do nieba”
12 marca 1904 roku wszedł na pokład statku „Pizaro” w towarzystwie Ojca Medina, Następnego dnia przybyli do Huasco, gdzie celebrowali Mszę św. W nocy wylądowali w Caldera, skąd poszli do Copiapo, zaczynając serię misji w Chanarcillo. Przeszli potem do Los Loros i stąd do San Antonio.
2 maja misjonarze odbyli długą i męczącą podróż, by dostać się do Cerro Blanco, na miejsce czwartej misji. Dali Ojcu Mariano bojaźliwego konia, o czym on nie wiedział. W połowie drogi został zrzucony na ziemię, ale nie było widocznych konsekwencji upadku. Prawdopodobnie było to jednak powodem choroby, która nastąpiła w dwa dni później Czwartego dnia, po dwóch duchowych rozważaniach w porannych godzinach — jedno o czci do św. Józefa i drugie o św Różańcu — musiał Ojciec położyć się do łóżka Niektórzy mówią, że mógł przeziębić się poprzedniego dnia odwiedzając domy celem zaproszenia na misje Piątego dnia wstał, aby odprawić Mszę św Gdy był w kościele, modlił się gorliwie z wiernymi podczas Mszy św., którą celebrował Ojciec Medina, wtedy nastąpił silny atak o Ojciec upadł zemdlony na klęcznik. Zaprowadzono go do domu, w którym zatrzymał się na czas misji. Miał wysoką gorączkę. Był nieprzytomny. Nie było lekarza, opiekował się nim ąptekarz. Gdy odzyskał przytomność, nie pozwolił przerwać misji. Ponieważ choroba pogorszyła się — zdecydowano się przewieźć go do Carrizal Alto. Prosił, aby mu udzielono Wiatyku i Sakramentu Namaszczenia Chorych. Ponieważ nie było żadnej bryczki, a nie można było wieźć go na koniu, przygotowano furmankę z najbardziej wygodnym wyposażeniem. Odjazd z wioski był wzruszający. Przy powolnej jeździe ludzie z płaczem szli przy wozie, całowali krucyfiks i ręce Sługi Bożego żegnając go. Ojciec Mariano błogosławił wszystkich. Ludzie, którzy już go uważali za świętego, byli głęboko wzruszeni, gdy po ataku zdjęto ubranie, aby go położyć do łóżka, zobaczyli Włosienicę — szeroki pas, który opasywał cały korpus i tak był wrośnięty w ciało, że trudno było go oderwać.
Od stacji Yerba Buena wieziono go pociągiem do Carrizal Alto, górniczej osady liczącej około 2 tysiące mieszkańców, gdzie on prowadził kilka razy misje. Kiedy przybył do szpitala, tego szpitala, w którym sam pocieszał tylu chorych, zawołał „Niech będzie Bóg pochwalony, już przybyłem do mojego domu. Całe życie prosiłem Boga o łaskę umierania w szpitalu i teraz to się spełniło”. Lekarz stwierdził zapalenie płuc Ojciec Mariano dziękował mu z całego serca za posługę. Powiedział jednak i to „Wszystko, co Pan dla mnie uczyni, jest daremne. Muszę umrzeć. Mam nadzieję, że Bóg mnie obdarzy Chwałą Niebieską W wigilię Wniebowstąpienia Pańskiego przyjął drugi raz Wiatyk i Sakrament Chorych. Ciągle odmawiał modlitwy, świętą modlitwę różańcową i krótki akt strzelisty „Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem”.
Po otrzymaniu Błogosławieństwa Papieskiego oddał łagodnie swoją duszę Panu o godzinie pierwszej po północy, w sobotę, dnia 14 maja 1904 roku
Celebrowano uroczyste obrzędy pogrzebowe przy aktywnym udziale tłumu wiernych Przeniesiono Bożego Sługę na skromny cmentarz i pochowano go w pożyczonym grobie A ludzie mówili „Zmarł święty Ojciec Mariano” Na trumnie było 14 wieńców Ksiądz proboszcz z Carnzal Alto wypowiedział wzruszające słowa, które wydrukowała prasa „ nie było więzienia m szpitala, którego nie odwiedziłby. Być może nie ma w Chile drugiego zakonnika, który lepiej niż on znał biednego i nieszczęśliwego. Przewędrował naszą całą ziemię od Araucania aż do Tarapaca, wypełniając swoją misję, nauczając mieszkańców naszego kraju dobrych obyczajów i dobrego stylu życia. Jego potężny głos był znakiem pociechy dla nas wszystkich, którzy mieliśmy szczęście słuchać go”.
Dziesięć lat później szczątki Ojca Mariano zostały przeniesione do kościoła Misjonarzy Klaretynów, który był jego kościołem przez wiele lat. Na skromny pomnik z białego marmuru wyryto epitafium :
Słudze Bożemu, Przewielebnemu Ojcu Mariana • C. M.F., Świętemu Misjonarzowi, Najbardziej pobożnemu w Bogu, Surowemu wobec siebie, Miłosiernemu wobec ubogich, Niestrudzonemu Apostołowi Dusz, zmarłemu w Carrizal Alt o 14 maja 1904 roku, ofiarują ten pomnik Misjonarze Klaretyni – jego bracia i jego niezliczeni czciciele”.
W 1919 roku rozpoczął się w La Serena proces zwyczajny w sprawie sławy, cnót i cudów Sługi Bożego. Trzy dodatkowe procesy: w Santiago de Chile, w Rosario de Santa Fe i w jego rodzinnej diecezji w Huesca, uzupełniły materiał informacyjny.