informacje

Św. Stanisław Kostka Patron młodzieży polskiej

informacje

13. XI

Św. Stanisława Kostki

W zeszłym miesiącu, przedstawiłem Ci Czytelniku serdeczny, świetlaną i dostojną postać wielkiego Arcypasterza ziemi czerwieńskiej Bł. Jakuba Strepy.
Dziś pragnę stawić przed oczy Twe, sylwetkę kochaną olbrzyma świętości i cnoty — Świętego Stanisława Kostki.
Ulubieniec całego katolickiego świata, anielski młodzieniaszek Stanisław, wywodzi się z senatorskiej rodziny Kostków. Ród ten, należał do sławnych ongiś w Polsce. Kostkowie, herbu „Dąbrowa“, piastowali przecież najwyższe w Rzeczypospolitej urzędy. Sięgali po buławy wojewódzkie, byli kasztelanami, starostami, ba nawet mitra biskupia zdobiła ich skronie! a był czas kiedy wysuwano Kostków nawet na kandydatów do tronu. Wprawdzie do tego nie doszło, jednak krew królewska krążyła mimo to, w ich żyłach. Przecież nieszczęsny, to prawda, ale zawsze monarcha Najjaśniejszej Rzeczypospolitej król Michał Korybut Wiśniowiecki to po kądzieli Kostka! Otóż z takiego to i tak zacnego rodu, przyszedł na świat w Rostkowie na mazowieckiej ziemi, dnia 28-go października 1550 r. nasz Stasio, ten, co później blaskiem swojej świętości, przyćmi wszystkie dostojeństwa rodowe, bo będzie „herbowym w calem tego słowa znaczeniu z przydomkiem boży“!                                                                (Ks. Arcyb. Bilczewski).

I jakżesz się chował nasz Stasio w zaraniu życia? W złotym okresie dziejów polskich, senatorski dom jednego z pierwszych magnatów: kasztelana zakroczymskiego, prowadził się po królewsku. Rodzice Stasia, utrzymywali stosunki z najpierwszymi dygnitarzami narodu i z cała dyplomacją zagraniczną. To też życie było wystawne, wesołe, huczne.

Stasio atoli nie lgnął do wystawnego życia dworu ojcowskiego. Czas wolny od nauki spędzał zazwyczaj w kaplicy domowej, zatopiony w cichej rozmowie z Bogiem serca swojego. Niebawem atoli nauka domowa dobiegła końca, więc rodzice spodziewając się wiele po dzieciach, wysyłają młodziuchnego Stasia wraz z starszym bratem Pawłem, na dalszą naukę do Wiednia. Jak długo istniało kolegium 00. Jezuitów, Stasiowi, który tam zamieszkał, dobrze się wiodło, mimo, że nauka sama szła mu jakoś trudno i ciężko. Przy pomocy zdolnego choć o słabym charakterze nauczyciela domowego, doktora Jana Bilińskiego, zdobywał jednak mały Staś potrzebną wiedzę a żył ciągle nadzieją błogą, która inu ochoty do pracy dodawała niemałej — a to, że zostanie kiedyś Jezuitą. Aliście, wszystkie plany świątobliwego młodzieniaszka pokrzyżowała kasata klasztoru 00. Jezuitów — zaczem i konwikt zamknięto. Wtedy to przeniósł się Staś ze swym bratem do domu jednego z obywateli habsburskiej stolicy, protestanta Kimbercka. Tu dopiero rozpoczęła się dla Świętego ciernista droga krzyżowa. Przez 2 lata uginał się niezwyciężony, pod brutalną ręką Pawła, który sam zepsuty, pragnął za wszelką cenę sprowadzić i Stasia na złą drogę.

Biedne dziecko ustępowało brutalnemu chłopcu, w czym tylko mogło. Nawet na lekcję tańców zapisał się biedactwo, bo sądził, że może tern zjedna sobie nielitościwego brata. Wszystko daremne. Raz popadł Stasio, kto wie czy nie skutkiem złego obchodzenia się z nim, w ciężką chorobę. Odmówiono mu wtedy Komunii św. Gorące pragnienie Stasia zadowolił wprawdzie Jezus cudem, posyłając mu chleb anielski, Ciało swe święte, za pośrednictwem aniołów. To jednak, przeważyło. Stasio uczuł się od tej chwili w domu protestanta obcym, poczuł niebezpieczeństwo. Skoro więc objawiła mu się Matka N. i uzdrowiwszy go, kazała mu wstępować do Jezuitów, mały Staś opuszcza potajemnie dom i ucieka, aż hen — do Rzymu. W przebraniu żebraczym dochodzi do Augsburga, potem do Dylingi, gdzie spotyka św. Piotra Kąnizjusza, któremu zwierza całą sprawę. Święty Prowincjał zatrzymuje go w Dylindze, lecz poznawszy znakomite zalety serca Stasia, posyła go z dwoma innymi do Rzymu, dając mu do Generała zakonu list, tej treści: „Spodziewam się po nim wielkich rzeczy.”

Tak to Święty, Świętego Świętemu polecał. Boć Generałem towarzystwa był naonczas św. Franciszek Borgiasz. Ten prze-niknął od razu jasną duszyczkę chłopca; na czułej, serdecznej rozmowie pokochały się od razu te dwa święte serca wybrane. Parę dni potem, dnia 28 października ro¬ku 1567, w sam dzień swych urodzin, otrzymuje św. Stanisław habit zakonny, w Rzymie na Kwirynale.
Rozpoczyna życie święte, pełne pociech niebiańskich ale i cierpień wszelkich, bo cierpienia to droga świętych. W Polsce tymczasem krok Stanisława zrobił ogromne wrażenie. Kasztelan, ojciec Stasia, zapałał zemstą względem Jezuitów, przyrzekł nawet kard. Hozjuszowi, że się zakonowi „przysłuży”. Do Rzymu poszedł list ojcowski pełen groźby z nakazem powrotu. Święty odpisał z godnością ale stanowczo. Tymczasem dni Stasia były policzone. W ostrej pokucie wznosił się Święty na coraz wyższe szczyty świętości. Zajaśniał pokorą, duchem nieograniczonego posłuszeństwa, wzgardy świata i względów ludzkich. Na ustach miał ciągle najsłodsze imię Maryi i te słowa, które często powtarzał: „nie jestem stworzony dla rzeczy doczesnych, ale dla wiecznych i dla tych tylko żyć chce, a nie dla tamtych”. Podczas, gdy wszystkie cnoty tak u niego jaśniały, to już anielska czystość ciała i duszy czyniła go aniołem wcielonym. Szczęściem było patrzeć na tę twarz jasną, okoloną nadziemską aureolą niewysłowionej świętości. Kochanek aniołów, przyjaciel Matki Najśw., która Go często nawiedzała, Stanisław święty, obcował coraz więcej z niebem. Aż przepowiedziawszy dzień swej śmierci, posilony znowu cudownie przez aniołów Komunią św. ze słowami: „Gotowe serce moje Panie, gotowe serce moje”, zasnął cicho w Panu, wpatrzony w wizję niebieską. —

Umarł w Rzymie na Kwirynale, dnia 15 sierpnia 1568 r. przy wschodzie słońca. Jasna du¬sza Jego przeniosła się do niebieskiej ojczyzny, by tam orędować skuteczniej za swą ojczyznę ziemską, którą tak bardzo kochał.

W 36 lat potem został policzony w poczet błogosławionych, a Benedykt XIII kanonizował go 31 grudnia 1726 roku.
Cały świat nie wart jednej duszy czystej!

 

(Św. Bonawentura. Kazanie 5 o Aniołach Stróżach).

Oh! gdybyście znali wzniosłość, godność i wartość czystości, wolelibyście raczej zostać trędowatymi, niż skalać serce i ciało wasze, jednym grzechem nieczystym.    (Św. Bonawentura i d. T. IX).

z:Dzwonek III Zakonu S. O. N. Franciszka Serafickiego. listopad 1929