Biografia .
Paweł Hieronim Casanova urodził się 20 grudnia 1676 r. w Porto Maurizio (dzisiejsza Imperia), ówczesnej części Republiki Genui. Jego ojciec, kapitan statku, był człowiekiem wierzącym; pięcioro z jego sześciorga dzieci zostało zakonnikami. Kiedy chłopiec, który miał zostać świętym Leonardem, miał 13 lat, poszedł studiować w Kolegium Rzymskim w Rzymie, mieście, w którym mieszkał jego wujek. Myślał o podjęciu studiów medycznych, ale Bóg miał wobec niego inne plany, pragnąc uczynić go lekarzem dusz.
Pewnego dnia odwiedził kościół połączony z klasztorem franciszkanów św. Bonawentury na wzgórzu Palatyn w czasie, gdy bracia śpiewali kompletę. Przy słowach „converte nos Deus, salutaris noster” (nawróć nas, o Boże , nasze zbawienie) młody człowiek nawrócił się ze swoich ziemskich aspiracji na nadprzyrodzone. Słuchając Bożego wezwania, wstąpił do reformowanej gałęzi zakonu franciszkanów.
Przyjął habit w 1697 r., przyjmując imię Leonard. Po odbyciu nowicjatu w Ponticelli ukończył studia w głównym domu gałęzi reformy przy Kościele Ś. Bonawentury na wzgórzu Palatyn w Rzymie. Po święceniach Kapłańskich (1703) pozostał tam jako wykładowca. Leonard pragnął udać się do Chin jako misjonarz, ponieważ jego wielkim pragnieniem było nawracanie dusz dla Chrystusa i przelewanie krwi za Wiarę. Wkrótce jednak dostał poważnego krwotoku z żołądka i zachorował do tego stopnia, że został wysłany do rodzinnego Porto Maurizio żeby odzyskał zdrowie.
Leonard rzeczywiście wyzdrowiał, a swój powrót do zdrowia przypisywał wstawiennictwu Matki Bożej. Podczas choroby obiecał, że jeśli jego modlitwy o powrót do zdrowia zostaną wysłuchane, poświęci swoje życie nawróceniu grzeszników. I dotrzymał obietnicy, spędzając 44 lata na głoszeniu misji ludowych, obejmujących wszystkie części Włoch i Korsykę.
Leonard w pewnym momencie poczuł niechęć do pracy misyjnej, ale po tym, jak jego przełożeni nałożyli na niego ten obowiązek, zrozumiał, że jest to Wola Boża i poświęcił się jej całym sercem, stając się jednym z największych misjonarzy i apostołów w historii Kościoła. Za patrona swoich misji obrał wielkiego dominikańskiego świętego, kaznodzieję i cudotwórcę św. Wincentego Ferreriusza (którego obrazem błogosławił również chorych).
Około 30 roku życia zaczął głosić kazania w Porto Maurizio i okolicach. Kaznodziejstwo Św.Leonarda było naznaczone wieloma niezwykłymi nawróceniami. Siła jego słów w połączeniu z jego świętością oraz niezwykle surowym i pokutnym życiem wywarła głębokie wrażenie nawet na najbardziej zatwardziałych grzesznikach.
Św. Leonard zwykł głosić kazania do wielu tysięcy ludzi na otwartych placach w każdym mieście, do którego się udawał; kościoły były zbyt małe, by zmieścić tłumy. Całe miasta gromadziły się, by słuchać jego kazań, tak że nierzadko można było zobaczyć tłumy liczące od 15 do 20 tysięcy słuchaczy. Cudowne nawrócenia następowały wszędzie po jego kazaniach.
Leonard głosił kazania kilka razy dziennie, słuchał spowiedzi przez niezliczone godziny, udzielał rad, ustanawiał pokój między walczącymi frakcjami – a wszystko to bez zaniedbywania modlitwy (w tym trzech godzin modlitwy myślnej każdego dnia), odprawiania codziennej Mszy Świętej z wielkim oddaniem i precyzją oraz odmawiania Boskiego Oficjum na kolanach.
Święty podkreślał znaczenie praktyki utrzymywania się w obecności Boga przez cały czas. Zalecał ludziom, aby wielokrotnie w ciągu dnia, a zwłaszcza na początku każdej czynności, wykrzykiwali: „Jezu mój , miłosierdzia! ”. W ten sposób mogą modlić się zawsze, nawet pośród codziennych zajęć, i robić wszystko z czystą intencją, patrząc tylko na Boga w każdym działaniu – które wykonują.
W 1716 r. założył samotnię św. Marii w Incontro niedaleko Florencji, dom rekolekcyjny, w którym bracia mogli od czasu do czasu odpoczywać, aby odnowić swoje duchowe siły, stosując się poważnie, w ciszy i wielkich surowościach, do pracy nad własnym uświęceniem. Zakonnicy wycofywali się tam kolejno, aby następnie powrócić do swoich klasztorów i pracy misyjnej z odnowionym zapałem do pracy na chwałę Boga i zbawienie dusz.
Św. Leonard był przełożonym we Florencji i Prato przez ponad 20 lat, zanim powrócił do Rzymu w 1736 r., aby zostać gwardianem klasztoru św. Był surowym, powściągliwym i cichym człowiekiem, ale także życzliwym i cierpliwym w traktowaniu innych.
Św. Leonard propagował między innymi nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny ( a w szczególności do Niepokalanego Poczęcia), wieczystą adorację Najświętszego Sakramentu i nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa. To właśnie św. Leonard skomponował, zwłaszcza jako zadośćuczynienie za grzech bluźnierstwa, Boskie Pochwały, które wypowiadamy na końcu każdego Błogosławieństwa („niech będzie błogosławiony Bóg, niech będzie błogosławione Jego Święte Imię…”).
To św. Leonardowi zawdzięczamy nabożeństwo do Drogi Krzyżowej. Gdziekolwiek się udał, propagował Drogę Krzyżową. Żadna misja nie minęła bez jego przewodnictwa ludziom w tej pobożnej medytacji nad Męką Pańską. Św. Leonard wzniósł 571 Stacji Drogi Krzyżowej w całych Włoszech, w tym słynne Stacje w Koloseum w Rzymie.
Chociaż misje były największym dziełem życia św. Leonarda, głosił on również wiele rekolekcji zarówno dla osób duchownych, jak i świeckich. Tematem była najczęściej Męka Pańska. Pisał, że jednym z lekarstw na bolączki ludzi i społeczeństwa jest codzienna medytacja nad Męką Pańską. Przywraca ludziom kontakt z rzeczywistością, zmienia ich priorytety i umieszcza wszystko we właściwej perspektywie, powodując, że wzrastają w miłości do Chrystusa.
Miłość św. Leonarda do Matki Boskiej sprawiła, że gorąco pragnął zobaczyć – i zrobić wszystko, aby uzyskać – dogmatyczną definicję Jej Niepokalanego Poczęcia. Nazwał to najważniejszą sprawą na świecie, ponieważ od niej zależało każde inne dobro: pokój, szczęście, triumf nad herezjami, triumf Kościoła. Namawiał prałatów, aby wnosili o to petycję do Rzymu. [Dogmat o Niepokalanym Poczęciu został uroczyście ogłoszony sto lat później, w 1854 roku, przez papieża Piusa IX.]
Wysiłki misjonarzy i ciężkie umartwienia całkowicie wyczerpały ciało św. Leonarda. Po Misjach w Lukce i Bolonii dopadła go gorączka, ale mimo to udał się z powrotem do Rzymu, zgodnie z życzeniem papieża Benedykta XIV, który kazał mu przysiąc, że nie umrze w żadnym innym mieście poza Rzymem. Nawet w ostatnich dniach, będąc półżywym, święty nalegał na odprawianie mszy, choć z największym trudem, ponieważ „jedna msza jest warta więcej niż wszystkie bogactwa świata”.
26 listopada 1751 r. św. Leonard przybył do ukochanego klasztoru św. Bonawentury w Rzymie, umierając tego samego wieczoru o godzinie 23:00 w wieku 75 lat. Wielkie tłumy przychodziły, aby zobaczyć i uczcić jego ciało. Bóg uwielbił go za życia, ale jeszcze bardziej po jego śmierci, dokonując licznych cudów. Jego (wciąż częściowo nieuszkodzone) ciało było przechowywane przy głównym ołtarzu kościoła Św. Bonawentury na wzgórzu palatyńskim do 1997r., kiedy to przeniesiono je do jego rodzinnego miasta. Tam można je zobaczyć w szklanej urnie w katedrze Imperia Porto Maurizio. W kościele św. Bonawentury w Rzymie pozostała tylko relikwia jednego z jego żeber. W sąsiednim klasztorze można odwiedzić dawną celę Świętego (przekształconą w mini Muzeum).
Św. Leonard został beatyfikowany przez Piusa VI w 1796 r. papież Pius IX, franciszkański tercjarz kanonizował go w 1867 r. Został ogłoszony patronem misjonarzy parafialnych przez Piusa XI.
Św. Leonard pozostawił nam wiele pism, z których najbardziej znanym jest jego piękna książka o „najcenniejszym skarbie, jaki mamy na ziemi ” Mszy Świętej (Ukryty skarb). Jego kazania, listy, pisma ascetyczne i modlitewne zostały zachowane, ale tylko niewielka część została przetłumaczona na angielski. Jego najsłynniejsze kazanie, „Mała liczba tych, którzy są zbawieni”, było tym, na którym polegał w kwestii nawrócenia wielkich grzeszników.
Jego święto przypada 26 listopada.
Modlitwa
Boże, któryś błogosławionego wyznawcę Twego Leonarda obdarzył ognistą wymową, iż kruszył najtwardsze serca, i nakłaniał je do pokuty za jego przyczyną wesprzyj nas łaską swoją, abyśmy mękę Syna Twego często rozmyślali, za grzechy nasze prawdziwie żałowali, a poprawiwszy się bogobojne wiedli życie. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
z: Przedsięwzięcia świętego Leonarda z Porto Maurizio
Ćwiczenie się w cnocie sprawiedliwości
Dwa razy dziennie, t. j. około południa i w wieczór odprawię Rachunek sumienia. Przy południowym rachunku sumienia wnijdę w krótkości w siebie, i zajrzę do serca mego, aby się przekonać czyli zachowało w sobie ten pokój wewnętrzny którego podstawą jest święta pokora i miłość gorąca.
Dochodzić będę w krótkości czyli i dla jakiej przyczyny ten św. spokój zamącony został, by go znów przywrócić przez akty żalu i gorące modły, powtarzając często: „O mój Jezu! miłosierdzia!” — Abym ten pokój wewnętrzny i tego ducha gorącej miłości
na zawsze mógł w sobie utrzymać, są mi koniecznie potrzebne, jak jasno poznaję, przede wszystkim te cztery rzeczy, które postanawiam sobie wykonać:
1) Umrzeć dla świata, dla stworzenia, dla siebie samego, i dla tego wszystkiego, co nie jest Bogiem lub boskim , mniej sobie cenić będę niż ziarnko piasku.
2) Polegać zawsze na boskiej Opatrzności, oddawszy się jej zupełnie i wszystkie zdarzenia dzienne tak wielkie jako i małe, pomyślne i przeciwne, uznawać zawsze jako rozporządzenia boskie a przy tym dobrze i mocno wierzyć, że to je st najlepszym i najkorzystniejszym środkiem tak dla dopięcia tego co się do chwały Boga ściąga, jako też i dla własnego mego zbawienia.
3) Spokojnie znosić wszystkie cierpienia tak wewnętrzne jako i zewnętrzne, przede wszystkim kiedy nas poniżać i pogardzać nami będą, albo kiedy nas wszystko opuści. Raj niebieski zależy na używaniu uciech, a raj ziemski na cierpliwym znoszeniu przeciwności. Gdyby mię tedy opanowała jak a niechęć przeciwko poniżeniu, chorobie lub ku innym cierpieniom, natychmiast zwrócę mój wzrok na ukrzyżowanego mojego Jezusa, który dla swych najzaufańszych cierpiał największą boleść, największe poniżenie i największe ponosił ubóstwo.
4) Nie podejmować się wielu, nawet dobrych zatrudnień, ale tylko tych, które są na mocy posłuszeństwa przyłączone do mego urzędu; — a przede wszystkim nic nie czynić z pośpiechem i gwałtownością, lecz spokojnie i skromnie w słowach, ułożeniu
i we wszystkich czynnościach. — Dla tego każdego dnia koło południa rozważać będę, czyli w moim sercu nie powstał jaki niepokój, i czyli w nim nie wystygła św. gorliwość, a jeśli spostrzegę, że jednego z tych postanowień nie dopełniłem, obżałuję to natychmiast serdecznie i wzbudzę w sobie przedsięwzięcie poprawy.
§. 38. Rachunek sumienia wieczorny będzie trwał cokolwiek dłużej. — Stawię się najprzód myślą w obecności Boga i prosić Go będę o światło, abym mógł sobie przypomnieć wszystkie uchybienia, które dnia tego popełniłem. Potem przejdę sobie w myśli wszystkie znaczniejsze czynności przypominając sobie miejsca, osoby i dokonane sprawy, aby się dowiedzieć jak się zachowałem w mowach, myśleniu, słuchaniu spowiedzi, w sprawowaniu obrzędów kapłańskich, w odprawianiu brewiarza i w przestawaniu z innymi; czyli więcej nie używałem pokarmów i spania jak było potrzeba; czyli na dobre używałem czasu j zmysły trzymał na wodzy; czyli nie byłem uniesionym i przykrym; czyli się nie dopuściłem nieprzyzwoitych spojrzeń; nie prowadziłem rozmów nieprzystojnych, próżnych, nieużytecznych, nierozsądnych i chełpliwych;czylim własnych błędów nie uniewinniał, dla własnej miłości nie gniewał się, nie sądził, czylim kogo bez słusznego powodu nie podejrzywał, czyli nie byłem popędliwym w rozmowach, nie robiłem
w nich przydatków, czylim niedbale oddalał od siebie złe myśli i zwyciężał złe skłonności. Gdybym wiele znalazł uchybień, wspomnę jeszcze sobie, że wiele innych popełniłem, których nawet nie poznaję; albowiem samym nawet dobrym uczynkom ujmuje wartości
miłość własna dlatego, że więcej szukam siebie samego, aniżeli Boga, i dlatego, że nie mam potrzebnej i czystej intencyi lub też dla tego, że wartość ich niweczę, wypełniając je oziębłem sercem. A tak będę miał mocną pobudkę do zawstydzenia siebie samego i błagania Boga z prawdziwą skruchą i mocnym przedsięwzięciem poprawy o przebaczenie.
Przy tych ostatnich aktach zatrzymam się dłużej, aniżeli tylko przy zwyczajyem rachunku sumienia; lecz przede wszystkim na to zważać będę, abym się zaraz na samym początku stawił w obecności Boga, albowiem w przeciwnym razie łatwo ogarniają roztargnienia, a czas uchodzi bez pożytku.
§. 39. Zanim się w wieczór udam na spoczynek, polecę się wszystkim moim świętym Obrońcom, w sposób tej litanii:
Panie zmiłuj się nad nami!
Chryste, zmiłuj się nad nami! Panie zmiłuj się itd.
Święta Maryjo, módl się za nami!
Św. Józefie,
Święty Janie Chrzcicielu,
Święty Piotrze,
Święty Pawle,
Św. Janie Ewangelisto,
Św. Joachimie,
Święta Anno,
Święty Ojcze Franciszku,
Święty Antoni padewski,
Święty Bernardynie,
Św. Wincenty ferraryjski,
Św. Piotrze z Alkantary,
Św. Paschalisie,
Św. Ludwiku,
Św. Franciszku Salezyuszu,
Św. Ignacy Loiollo,
Św. Franciszku Xawerze,
Św. Aloizy,
Św. Franciszku z Pauli,
Św. Filipie Neryuszu,
Św. Janie od krzyża,
Św . Wincenty z Pauli,
Św. Tereso,
Św. Maryo Magdaleno z Pazzis,
Święty Leonardzie,
Św. Aloizy Męczenniku,
Św. Salwatorze,
Módlmy się, Protege Domine populum tuum etc . (jak podczas Nieszpór codziennych Matki Boskiej).
Potem wzbudzę w sobie akty wiary, nadziei, miłości i żalu z tym postanowieniem żyć i umierać w Wierze rzymsko-katolickiej i oddać Bogu duszę z aktem najgorętszej miłości ku Bogu. Następnie zrobię przygotowanie do śmierci na sposób św. Wincentego; polecę moją duszę Panu Bogu, jakobym tej nocy miał umrzeć. Dla tego po trzykroć mówić będę:
W ręce Twoje o Panie polecam ducha mego. Po tym odmówię De profundis (Z głębokości wołałem ku tobie Panie) i prosić będę Boga, aby w godzinę śmierci te same modlitwy mówić mi dozwolił.
Potem wezmę na pomoc mego św. Anioła Stróża, aby był przy mnie przez cały czas mojego snu, mówiąc A n g e l e D e i itd. następnie pokropię celę święconą w odą, i obudzę w sobie chęć, aby każdy oddech, podczas nocnego spoczynku, był aktem miłości ku Bogu.
Po czem położę się z największą skromnością na łoże z desek, w ręce wezmę Krzyż od mego Różańca, lub też wizerunek Ukrzyżowanego, który noszę na mych piersiach i będę się starał usnąć, powtarzając po kilka kroć razy; „ O Jezu mój!miłosierdzia ” przecież wprzód odmówię sobie modlitwę św. Wincentego o śmierć szczęśliwą.